wtorek, 6 maja 2014

It was written in blood

Ciemny pokój.
Zagubione serce.
Mroczna dusza.
Jedyną światłością rozjaśniającą ten mrok była miłość. Miłość niezrozumiana przez innych.

Zgrabna dziewczyna w długiej, satynowej sukni koloru świeżej krwi usiadła do wielkiego biurka. Eleganckim ruchem wzięła do dłoni kałamarz i ustawiła go przed sobą. Spojrzała ciepłym wzrokiem na nóż ozdobiony znakami w języku enochiańskim, których nikt nie potrafił przetłumaczyć. Znaczenie ich było zagadką. Brunetka wyjęła ostrze z pochwy stwarzając swym ruchem charakterystyczny dźwięk. Przyjrzała się białemu metalowi odbijającemu blask świecy. Lśnił gotowy zadać ból. Piękny, a zarazem zabójczy.
Szybkim, lecz zdecydowanym ruchem przesunęła wzdłuż żyły na nadgarstku. Spływająca powoli krew skapywała do kałamarza. Nie potrzeba jej dużo. Po kilku minutach na ramieniu kobiety ran ciętych było więcej, a krwi wystarczająco.
Westchnąwszy wzięła czarne pióro i zanużyła w czerwonym atramencie. Piękną kaligrafią zaczęła przelewać słowa na pergamin.
"Droga Lilith,
Moja najdroższa,
Nie dane jest nam być razem, cieszyć się swoim towarzystwem. Jestem mrokiem, który gasi twoją piękną radość. Zabijam twoje pragnienie życia.
Gdybyś głębiej spojrzała w moje oczy dostrzegłabyś tam kryjące się od dawna demony. Nie pozwolę, by i one pożarły twą duszę, zatruły serce, zniszczyły umysł.
Pałam do ciebie uczuciem gorącym, lecz ludzie nigdy nie zrozumieją tego. Nie, dla nich nasza miłość to zakazany owoc, który należy jak najszybciej wytępić. Może i to jest złe, ale czy zło nie może być czymś przyjemnym, sprawiać radości?
W pewnych chwilach czuję się naprawdę szczęśliwa, mam pewność, że życie jest darem, jakiego nie można zmarnować. Lecz potem przychodzi ciemność, demony szepczą okropne rzeczy, nie wiem kim jestem. Czy jeszcze kimkolwiek jestem? A może moja dusza jest już zatracona? Zbawienie niemożliwe?
Tak.
Na pewno nie trafię do dobrego miejsca.
Czuję to.
Ale ty, kochana, możesz.
Żyj dalej, kochaj, niech twoja światłość nigdy nie zgaśnie, a będziesz radosna, a ja razem z tobą.
Proszę cię tylko o jedno.
Proszę, abyś raz w roku odwiedziła mnie i przyniosła białą różę. Może to rozjaśni choć odrobinę to mroczne miejsce, w którym moja zagubiona dusza będzie musiała się błąkać.
Żegnaj, najmilsza. "
Dziewczyna wzięła do dłoni nóż.
Ileż to razy już zabił?
Ilu śmierci był świadkiem?
Ile cierpień przysporzył?
Białe ostrze zabłysło w ciepłym świetle. Drżącymi dłońmi kobieta objęła zdobioną rękojeść. Z oczu płynęły słone łzy, które skapując na satynową suknię tworzyły niepowtarzalny wzór. Zacisnęła mocno szczęki i pewnym ruchem wbiła broń w brzuch. Czuła jak ostrze przecina każde ścięgno, tkankę i rozrywa narząd. Ból kumulował się w miejscu rany, płuca piekły próbując zaczerpnąć ostatnie hausty powietrza. Było coraz bardziej błogo, pokój ginął we mgle, oczy zamykały się pod ciężarem senności.
Samobójczyni delikatnie opadła na oparcie fotela, dłonie bezwładnie zsunęły się z noża, a krew spływała po sukni kobiety tworząc ciemną kałużę na mahoniowej podłodze.
Co roku, pierwszego dnia pierwszej pełni księżyca na grobie widać białą różę.
Co roku kwiat ten po chwili więdnie, by móc odrodzić się w kolorze czarnym, w otoczeniu much - symbolu zepsucia i upadłej duszy.

Like roses, we blossom then die

1 komentarz:

  1. Bardzo mi się podobało to opowiadanie. Niby krótkie, ale poruszyło mnie. jest w nim coś co skłania do zastanowienia się nad pewnymi sprawami. Do tego pięknie opisałaś śmierć dziewczyny. No i ten pomysł z pisaniem listu krwią.
    Ślicznie.!

    OdpowiedzUsuń

Zostaw po sobie ślad :)