poniedziałek, 26 maja 2014

Christo?

Bardzo, bardzo dziękuję Hoshii za zaopiekowanie się tym i poprawienie błędów. Dziękuję <3
Tekst egzorcyzmu zaczerpnięty z serialu Supernatural


 - Jesteś za słaby... - w ciemnej piwnicy rozległ się syk. - Nie zrobisz tego...
Chłopak stał zgarbiony przed Danielem, który siedział na krześle z przywiązanymi doń kończynami.
- Skąd możesz to wiedzieć? - obrócił w dłoni nóż ze starannie zdobioną rękojeścią. Był już zbroczony krwią cicho skapującą na betonową podłogę.
- Zależy ci na nim... - odparł z obrzydzeniem chorobliwie drapiąc podłokietniki. Paznokcie miał zdarte do żywego mięsa, a jednak nadal drapał wbijając sobie coraz to więcej drzazg.
Czarnowłosy zaczerpnął powietrza i zaczął recytować "Exorcizamus te, omnis immundus spiritus, omnis satanica potestas...". Koszulka wręcz drżała od mocno bijącego serca. Próbował opanować swoje ciało i emocje, jakie nim targały, lecz na próżno.
Nagle z gardła bruneta wydobył się szaleńczy śmiech.
- Myślisz, że ten głupiutki wierszyk wykurzy mnie z tego ciała? Jesteś taki naiwny... Dobrze mi tu i nie zamierzam opuszczać naszego kochanego Daniela. Tak słodko go przytulałeś, całowałeś, byłeś delikatny i czuły. - na twarzy pojawił się ironiczny uśmiech. - Tak, tak, już od dawna buszuje w tym chłopczyku. Znam każdy jego sekret, każdą myśl, nic przede mną nie ukryje. I wiesz co? Jemu tylko zależy na seksie. O tak, tu muszę przyznać mu rację, jesteś bardzo dobry w łóżku. Twoje delikatne dłonie, aksamitne usta sunące namiętnie wzdłuż szyi i tak seksownie ssące jabłko Adama, ten gorący...
  -  STUL PYSK! - Chłopak podszedł i mocno złapał za gardło demona.
"To nie Daniel, spokojnie, nie udusisz go..."
  -  Jesteś tylko ścierwem, śmieciem i niczym więcej. Łżesz, myśląc, że uwierzę w choć jedno twoje nic nie warte słowo. Pociesz się jeszcze chwilą wolności, bo za chwilę wypierdolę cię stąd i znów będziesz gnił w piekle nie szanowany nawet przez pozostałe demony.
Spierzchnięte usta przybliżyły się do ucha Sebastiana, przygryzły płatek i wyszeptały nieludzkim głosem "Obciągnij mi", a następnie "Daniel" zaniósł się psychicznym śmiechem.
To przeważyło szalę. Szatyn bez skrupułów wymierzył siarczysty cios w policzek raniąc go przez srebrną obrączkę, jaką miał na palcu.
Omnis incursio infernalis adversarii, omnis legio, omnis congregatio et secta diabolica.
Mówił to wprost w twarz chłopaka siedzącego na krześle. Tamten cały czas śmiał się, a w oczach dało się wypatrzeć demoniczne szaleństwo. Palce wykrzywiały się pod nienaturalnymi kątami, a oddech śmierdział zapachem śmierci i choroby.
Ergo, draco maledicte.
Nagle rechot ustał w miejsce krzyku.
  -  ZAMKNIJ TEN PLUGAWY RYJ! MYŚLISZ, ŻE DASZ RADĘ DEMONOWI?! NIGDY, ROZUMIESZ, NIGDY!! TA DZIWKA JEST MOJA! MOJA I TYLKO MOJA!!!
Stara lampa na suficie zaczęła się ze skrzypieniem bujać, a rzeczy z półek spadać.
Z nosa Daniela popłynęła stróżka krwi, żyła na skroni pulsowała, a oddech przyspieszył i charczał.
Ecclesiam tuam securi tibi facias libertate servire
Chłopak odrzucił głowę do tyłu i wrzeszczał. Bluźnij na Boga, przeklinał Sebastiana, całą jego rodzinę i trzy pokolenia naprzód. W całej piwnicy był przeraźliwy chłód. Mała szybka zaszła szronem, pojawiły się odciski przejeżdżających po niej paznokci, a po chwili dało się usłyszeć pisk.
Czarnowłosy skupił się na wypowiadanych słowach, lecz cały drżał ze strachu przed tym, jak to wszystko się potoczy.  Miał świadomość, że ukochany może tego nie przeżyć i to go przerażało. Nie mógł do tego dopuścić. Nie mógł pozwolić, by demon wygrał i zabrał chłopaka razem ze sobą. Przytrzymał dłoń na karku Daniela, a ten spojrzał mu prosto w oczy. Miał wrażenie, że jego dusza została przejrzana przez demona, że wie o nim wszystko.
Te rogamus
Nagle pękły pasy przytrzymujące dłonie i nogi bruneta. Ten szybko poderwał się i przygwoździł do ceglanej ściany ciało Sebastiana. Jedną dłonią dusił go przytrzymując gardło, wbijał palce w grdykę, a drugą przyciskał żebra, tak że te prawie łamały się. Lecz nagle ręką przy szyi drgnęła jakby chciała odsunąć się. To był ten moment przebłysku świadomości opętanego i tyle wystarczyło, by przybity do ściany wypowiedział "Audi nos".
Mięśnie Daniela rozluźniły się, a on sam opadł na kolana boleśnie raniąc je. Sebastian podparł ukochanego o siebie i przywarł do niego chowając twarz w zgięciu szyi. Wszystkie emocje uwolniły się z podwójna mocą.
  -  Ja... nie wiedziałem co robić... Myślałem, że cię stracę... - gorzko łkał.
Brunet ostatkiem sił cmoknął ukochanego w czoło, delikatnie uniósł kąciki ust w marnym uśmiechu i zemdlał.
Sebastian wziął go na ręce i zaniósł na górę do sypialni. Położył delikatnie na łóżku obolałe ciało, a potem poszedł poszukać apteczki, czy czegokolwiek, co nadawałoby się do oparzenia ran chłopaka. Po chwili, która dla niego zdawała się wiecznością, wrócił z plastrami, wodą utlenioną i opatrunkami. Ujął dłoń i przemył zdrapane palce, a następnie owinął je plasterkami. Powtórzył czynność z twarzą i ramionami chłopaka.
"Nie mógłbym cię stracić, nie. Walczyłbym do ostatniej kropki krwi, do ostatniego oddechu. Kocham cię..."
Zdjął z Daniela brudną koszulkę i spodnie zostawiając go w samej bieliźnie. Mokrą ścierką przemył ciało. Jedynymi oznakami życia partnera była podnosząca się i opadająca klatka piersiowa wraz z wdechami i wydechami. Brzuch był posiniaczony, tak jak i żebra.
Subtelnie przejechał opuszkiem palca nawilżonym balsamem po suchych ustach chłopaka, a następnie złożył pocałunek na policzku i położył się obok. Dopiero teraz poczuł, ile dziś przeżył, jak bolą go obite żebra i gardło. Lecz to nie było najważniejsze. Dopiero teraz uświadomił sobie, że najukochańsza osoba leży obok niego i żyje. Że ma szansę spędzić życie w szczęściu. Teraz po tym wszystkim, co się zdarzyło nie ma rzeczy niemożliwych dla niego i zrobi wszystko, by zadowolić Daniela. Zrobi wszystko, by ten zapomniał o demonie, który zagnieździł się w jego duszy i sponiewierał ją do cna. Zrobi wszystko, by czuł się bezpieczny. A gdy Sebastian postanowi coś, to choćby anioły spadły z nieba, a wrota do piekieł się otworzyły, nic go nie powstrzyma.


piątek, 9 maja 2014

Rozdział 1

Siedziałam na ławce w szatni i próbowałam uspokoić szybki oddech. Nienawidziłam momentów, kiedy musiałam przebierać się ma lekcje wychowania fizycznego. Widziałam wzrok innych dziewczyn kierowany na mnie. Tą pogardę i pewien rodzaj żalu w oczach, który wypalał mi za każdym razem coraz większą dziurę w sercu. Powoli, starając się nie odkleić plastrów na nogach, założyłam ciemne spodnie. Odetchnęłam z ulgą, gdyż choć teraz mogłam być sobą. Sama, żałosna Kate. Nigdy nic nie znaczyłam w tym wielkim, zepsutym świecie. Może to i dobrze? Po co dostosowywać się do standardów, jakie wymagane są przez normy społeczne, kiedy można być sobą. Ludzie, którzy są ograniczeni, idą w tłumie jak nic nie rozumiejące bydło na rzeź prowadzone przez pełnych egoizmu przywódców, i tak nie zrozumieją. Będą mówili "Jesteś nienormalna", "Czemu nie możesz po prostu się zgodzić z tym, jaki jest świat?". Ale ja nie chcę się z tym godzić. Nie będę się godziła na wszechobecną głupotę, nienawiść i zepsucie moralne. Tak, to cała ja. Jestem w szkole tą "inną". Przenosiłam się już kilka razy w ciągu roku z różnych szkół, lecz teraz obiecałam sobie, że w tej zostanę dłużej. Nie mogę być słaba i uciekać od problemu.
Nagle zadzwonił dzwonek oznajmiający koniec lekcji i do szatni weszła grupka dziewcząt. Ich kierunek to była łazienka z prysznicami, gdzie można było się odświeżyć po męczącym wuefie. Mój wzrok przykuła rudowłosa, drobna dziewczyna. Kilka dni temu doszła do mojej klasy. Cicha, nieśmiała, ale pierwsze wrażenie wywarła na mnie dobre, gdyż była bardzo miła i uprzejma. Grupka popularnej, a zarazem bogatej, dziewczyny od razu chciała ją wciągnąć w swoje kręgi. Ta trochę się opierała, to było widać, lecz rozmawiała z nimi jakby były normalnymi ludźmi. Jak ty i ja. Nie jakimiś super dziewczynami, które każdy chce znać. Tym u mnie już zaplusowała. I miała bardzo ładne imię - Tsuki. Tak, jestem tym typem osoby, która zwraca uwagę na to, czy komuś pasuje imię. Mimo tego, że miała ogniste włosy jakimś dziwnym trafem jej oczy były jasnoszare niczym dwa małe księżyce.
Rudowłosa weszła do łazienki i drzwi się za nią zamknęły. Usłyszałam szum płynącej wody i uznałam, że mogę już wychodzić. Wzięłam do ręki glany i powoli, licząc każdą dziurkę, jakby od tego zależała równowaga w przyrodzie, zaczęłam je wiązać. Mój wzrok błądzić pomiędzy bladymi dłońmi, fioletową sznurówką a czarnym, skórzanych językiem buta. Gdy już miałam zbierać się do pokoju, zatrzymałam się przed drzwiami prowadzącymi do łazienki. Nie było słychać szumu wody, plusku myjących się dziewcząt, nic. Zupełna cisza. Cisza, która aż dzwoniła w uszach powodując fizyczny ból. Ten brak jakichkolwiek dźwięków zaniepokoił mnie. Delikatnie uchyliłam drzwi i ujrzałam widok, jakiego się nie spodziewałam. Pięcioosobowa grupka stała nad Rudą, która siedziała skulona na płytkach.
- Nie chcesz być u nas w paczce, nie będziesz nigdzie! Zniszczymy cię, a powinnaś już wiedzieć, że to potrafimy! - złowrogo groziła Julia, która stała nad dziewczyną i wymierzyła jej cios w twarz.
To przeważyło szalę. Nikt nie będzie używał przemocy wobec niewinnej kobiety. Podeszłam do Julii i złapałam ją za ramię.
- Odpuść jej i zostaw w spokoju - powiedziałam spokojnym głosem, gdyż nie chciałam wszczynać kłótni, a tym bardziej bójki.
- Och, znalazła się nasza sierotka... Co? Chcesz ją obronić i znaleźć sobie przyjaciółeczkę od serca? A może myślisz, że się w tobie zakocha, lesbo? - zaśmiała się z drwiną.
Słyszałam te słowa już tysiące razy, lecz za każdym razem bolało od nowa. "Lesba". Ludzie są beznadziejni. Nauczycielka od wf'u sama zaproponowała, żebym przebierała się, kiedy dziewczyn nie ma w szatni. Jakbym była niewyżytym seksualnie dziwadłem, który gwałci wszystko, co zobaczy.
- Zostaw ją. - ton mojego głosu był zdecydowany i zimny. Sama nie wiem, czemu broniłam nowej uczennicy, lecz sumienie nie pozwalało mi tego zostawić bez wyjaśnienia. - Nic wam nie zrobiła.
Tsuki spojrzała się na mnie ze łzami w oczach, cała drżała z zimna i ze strachu. Dopiero teraz mogłam zauważyć jak bardzo była drobną istotą. Wydawałoby się, że że jeden niewłaściwy dotyk zamieni tą porcelanową laleczkę w rozbite szkło.
Julia podeszła bliżej, wyszeptała "Ty też mi nic nie zrobiłaś" i wymierzyła cios w brzuch. Zgięłam się w połowie czując pulsujący ból z ogniskiem w centrum żołądka. Dziewczyna skorzystała z okazji i kolanem uderzyła w szczękę. Poczułam jedynie jak zęby przygryzają mi język i metaliczny smak krwi w ustach. Siedziałam teraz na wprost rudowłosej. Jedyne co zdążyłam powiedzieć przez otrzymaniem kolejnego ciosu to "Uciekaj". Nie mam pojęcia, czy dziewczyna zabrała się stamtąd, czy nie. Otrzymywałam kolejne uderzenia w okolice klatki, nerek, brzucha. Grupka dziewcząt oczywiście skorzystała z wszechobecnych prysznicy i wrzątkiem oblała mi plecy. Miałam już gdzieś co one robią, przestałam liczyć ciosy, czas jaki upływał, posłusznie oddałam się w ich ręce. Po którymś kopnięciu w brzuch straciłam kontakt z rzeczywistością. Nie mam pojęcia, co działo się dalej ze mną. Oprawczynie zapewne przestały, ponieważ już nie miały frajdy ze słuchania jak jęczę z bólu, widoku mojej zakrwawionej twarzy i oczu pełnych cierpienia łez.
Obudził mnie przeszywający dźwięk dzwonka na lekcje. To znaczyło, że musiałam leżeć nieprzytomna przynajmniej 30 minut. Rozejrzałam się dookoła na tyle, na ile pozwalała mi pozycja w jakiej leżałam. Bałam się podnieść, gdyż upadek byłby gwarantowany. Nogi miałam jak z waty, nie czułam żadnej kontroli nad nimi. To jest to dziwne uczucie, gdy nie można panować nad swoim własnym ciałem, gdy ono postępuje według swoich zasad niekierowanych impulsami z mózgu. Przed sobą zobaczyłam kałuże wody pomieszanej z krwią. Ta sama szkarłatna ciecz plamiła moją wargę, powodując piekący ból. Lecz nie ból fizyczny był najgorszy, najbardziej raniło to, że znów zostałam upokorzona, potraktowana jak najgorsze ścierwo i to w dodatku przez te głupie lalunie. Myślą, że cały świat obraca się wokół nich, tylko dlatego, że co? Dlatego, że mają pieniądze? Dlatego, że są - w swoim mniemaniu - piękne i idealne? Mylą się. Nie wszystko zależy od tego, ile mamy w portfelu czy jak wyglądamy. Wiele zależy od tego, kim jesteśmy, jaki mamy charakter, co nosimy w sercu. Tego nie da się kupić. Z tym trzeba się urodzić, zostać dobrze wychowanym. 
Moje rozmyślania przerwał dźwięk przechodzącej wiadomości. Spojrzałam niechętnym wzrokiem na ekran telefonu, gdzie widniało "Zamierzasz w końcu się zjawić w swoim pokoju, królewno?". Do mojego serca wkradła się iskierka radości. Na chwilę zapomniałam o brudnym ubraniu. Uśmiechnęłam się i w tym samym momencie skarciłam w myślach, gdyż z wargi popłynęła nowa stróżka krwi. Podniosłam się z wysiłkiem, lecz chęć znalezienia się z pokoju była większa niż ból. Spróbowałam uporządkować swój wygląd zmieniając koszulkę, która była przemoczona i czerwona na bluzkę od wf'u. Szybkim ruchem wzięłam plecak i idąc ostrożnie korytarzem, tak aby nikt mnie nie zauważył, wyszłam na patio szkoły. Zatrzymałam się na chwilę pozwalając wiatru rozwiać włosy i osuszyć obolałe ciało. Zbliżała się jesień, drzewa przybierały barwę zachodu słońca, a niebo było coraz to zimniejsze.
Nie lubię tej pory roku. Jest pełna smutku, nostalgii, a to prowadzi do długich rozmyślań w nocy, które niczego dobrego nie przynoszą. Człowiek wtedy dochodzi do tak naprawdę absurdalnych wniosków, zamęcza się nimi całymi dniami powoli wykańczając samego siebie od środka. I tak rok w rok, gdy przychodzi ta cholerna pora roku. Ale taka kolej rzeczy, trzeba to przetrwać.
Po chwili zaczęłam odczuwać to, że klimat zmienia się na coraz chłodniejszy, gdyż zadrżałam z zimna. Zaciągnęłam się mroźnym powietrzem, które wypełniło moje płuca powodując ból, jakby miliony małych igiełek wbijały się w nie. Z ulgą wypuściłam je i wolnym krokiem ruszyłam do pokoju. Próbowałam trochę uporządkować swój wygląd, lecz niewiele to dało. Po prostu potrzebowałam gorącego prysznica i snu.
Ostrożnie nacisnęłam klamkę, a moim oczom ukazała się istna komora gazowa. Całe wnętrze było zadymione, a z głębi było słychać cichą muzykę.
- Długo czekałem... - Usłyszałam męski, zachrypnięty głos.
- Mogłeś otworzyć okno - weszłam do środka i zamknęłam drzwi na klucz. Usiadłam delikatnie na łóżku obok leżącego chłopaka, zaciągnęłam się dymem i pozwoliłam wypełnić mu płuca. Alex usiadł i dłonią przyciągnął moją twarz do siebie.
- Kto Ci to zrobił? - Próbowałam się wyrwać, lecz był zbyt stanowczy. - Znowu te dziwki?
Skupiłam się na oglądaniu własnych butów. Oczy zaszły mi łzami, gdyż wstydziłam się, że znów dałam się tym dziewczynom.
- Kate! Odpowiedz... Proszę...
Przytuliłam się do przyjaciela. Ciepło jego ciała uspokoiło mnie, oddech automatycznie próbował zsynchronizować się z jego. Pozwoliłam swoim emocjom opuścić umysł, łzom cieknąć po policzkach.
Chłopak był jedyną osobą, z którą mogłam być szczera. Znaliśmy się od małego, ale to były tylko wspólne zabawy. Jak wszystkie dzieci bawiliśmy się ze sobą. Nasze mamy w tamtym czasie pewnie się nawet nie znały. Po pewnym czasie, a dokładniej, kiedy mieliśmy iść do podstawówki, okazało się, że mieszkamy obok siebie i w teorii możemy spędzać więcej czasu. Lecz tak nie było. Jego ojciec nie pozwalał mu się ze mną spotykać, bo uważał, że Alex przeze mnie robi się dziewczęcy. Idiotyczne, byliśmy wtedy tylko dziećmi. Oczywiście bawiliśmy się lalkami i tu mógł mieć rację jego tata, lecz także spędzaliśmy czas na chłopięcych zabawach jak wojna czy wspinanie się na korony drzew. Przez opinię mężczyzny o naszej przyjaźni państwo Romanov wyprowadzili się na drugi koniec miasta. Nie miałam kontaktu z przyjacielem przez 3 lata, jakie minęły mi na nauce w gimnazjum. W tamtym okresie najbardziej potrzebowałam bliskiej mi osoby, lecz jej nie miałam. Los chciał, że dopiero w liceum znów nasze ścieżki się pokrzyżowały. Chłopak chodzi do szkoły nieopodal mojego akademika i często robi mi niezapowiedziane
Poczułam mocne ramię, które tuliło mnie do siebie. Chciałam zostać w takiej pozycji na zawsze. Potrzebowałam ciepła, jak każdy normalny człowiek, a chłopak to poczucie mi dawał. Czułam się bezpieczna.
- Tak, to one mi to zrobiły. - odpowiedziałam cicho.
Przyjaciel pocałował mnie w czoło i mocniej przytulił.
- Spokojnie. Chodź, naleje ci gorącej wody do wanny i odpoczniesz.
- Nie kłopocz się. Sama się sobą zajmę. - Nie chciałam sprawiać kłopotu. Może to się wydawać trochę dziwne, ale wolę sama coś zrobić niż prosić o to kogoś. Wtedy mam pewność, że nie narzucam się komuś, że ta osoba może nie chce ze mną rozmawiać, a co dopiero robić coś dla mnie. Jestem taka nawet dla przyjaciół. Nie lubię prosić o coś, wolę to zrobić sama, mimo że może to zająć o wiele więcej czasu i wysiłku niż przy pomocy osób trzecich.
Alex tylko prychnął i zniknął w łazience. Słyszałam plusk wody i po chwili chłopak wrócił z podwiniętymi rękawami koszuli i mokrymi dłońmi. Pewnie starał się jak najlepiej przygotować mi kąpiel. Już było czuć zapach malin, a co dopiero musiało być w łazience. Tam pewnie zapach był tak intensywny, że aż miało się ochotę na te owoce. Chłopak wiedział, że uwielbiam te różowe pyszności i perfidnie to wykorzystywał do osiągnięcia swoich celów. Ale i tak go kocham. Jest dla mnie jak brat, dba, troszczy się i martwi. Od matki nie dostałam tyle ciepła ile od niego.
- Jezu, ty nawet butów nie zdjęłaś? - Zaczął narzekać.
- Spostrzegawczy jesteś, nie ma co! - Zaśmiałam się. Przyjaciel uśmiechnął się, widząc, że mam lepszy humor. Chociaż tyle mogłam dla niego zrobić.
Powoli zabrałam się za rozwiązywanie butów. Chciałam być dokładna, jakby w tej czynności można było być dokładnym. Idiotyzm. Po chwili po prostu rozluźniłam sznurówki i odrzuciłam buty w kąt.
Poczułam chłód i zapach świeżego powietrza, dało się wyczuć zbliżającą się dużymi krokami jesień.
Alex stał tyłem do okna i patrzył się na mnie. Patrzył, ale nie obserwował. Myślami był daleko stąd, gdzieś w swoim świecie, na pewno ten świat nie był idealny, jak z bajki, lecz w tej chwili tylko tam można było znaleźć chłopaka. Zawsze byłam ciekawa, o czym myśli podczas tych wewnętrznych podróży, lecz nigdy nie spytałam się. Podeszłam do niego i zapaliłam papierosa, którego trzymał nonszalancko w ustach. W oczach chłopaka błysnęła iskra świadomości i powrócił do rzeczywistości nieświadomy tego, że przez chwilę go nie było ze mną. Zaciągnął się dymem, na złość wypuścił go wprost w moją twarz i pokazał język.
- Dzieciak! - Skomentowałam jego zachowanie i aby dodać prawdziwości swoim słowom poczochrałam jego włosy. - Idź już, rodzice będą się martwić.
- Ty to wiesz i ja to wiem, że oni mają mnie gdzieś. Pewnie nawet...
- W głębi serca na pewno im na tobie zależy. - przerwałam mu - A zresztą chcę się wykąpać, spadaj stąd! - Uśmiech znów zagościł na mojej twarzy. Przyjaciel usiadł na parapecie i przerzucił nogi na drugą stronę.
- Przecież cię nie zgwałcę, kobieto, spokojnie - nadął policzki, udał oburzenie, a po chwili, w czasie której zdążył wypalić 1/3 papierosa - nadal nie wiem, jak on tak szybko pali - zaśmiał się. - Dobra spadam, odpocznij trochę i idź wcześniej spać.
- Dobrze... Tato. - prychnęłam niczym zdenerwowany lisek.
Alex rzucając szybkie, ale bardzo kochane "Dobranoc" zeskoczył z okna i ruszył spokojnym spacerem w stronę domu. Widać po nim było tylko jasny, żarzący się punkcik. Stałam przy oknie jeszcze parę minut i odprowadzałam go wzrokiem. Nagle przypomniałam sobie o kąpieli i zostawiając otwarte okno poszłam do łazienki. Była przesycona zapachem malin i można było pomyśleć, że to sauna, tak było gorąco. Chociaż to dobrze, ponieważ woda w wannie nadal była ciepła.
Przetarłam dłonią zaparowane lustro i zobaczyłam w nim twarz dziewczyny zmęczonej życiem z podbitym okiem i pękniętą wargą. Nie tak powinna wyglądać nastolatka, nie tak. Powinna być radosna, pełna życia, a jej cera być rozświetlona, a nie szara jak u starej kobiety. Zdjęłam koszulkę i dotknęłam miejsc, gdzie kopały mnie dziewczyny. Brzuch, żebra, nerki. Wszystko to będzie posiniaczone i poobijane. Znów będę musiała ukrywać każdy kawałek ciała, gdzie będą mogły wystąpić możliwe dowody pobicia. Nie chcę, żeby ktokolwiek widział mnie w takim stanie. Przeciągnęłam się powodując rozciągnięcie kręgosłupa i tym samym niezbyt przyjemne w odbiorze chrupnięcie kręgów. Rzuciłam pozostałe ubrania na podłogę i weszłam do wanny. Mięśnie powoli rozprężały się, a ja starałam się myśleć o przyjemniejszych rzeczach niż zawalenie jutrzejszego testu z fizyki. Rozmyślając nad tym, jak miło byłoby sprezentować światu zestaw bomb jądrowych i skończyć raz na zawsze z tym gównem nie zdałam sobie sprawy kiedy zasnęłam.Przebudziłam się gwałtownie, a nastąpiło to z  pomocą małego podtopienia zafundowanego mi przez grawitację. Szybko wyskoczyłam z wanny i okryłam się grubym ręcznikiem. Było zimno, bardzo zimno. Weszłam do pokoju i już wiedziałam, komu mogę podziękować za tak przyjemną temperaturę. Okno zostawiłam otwarte na oścież. Szybkim ruchem zamknęłam je i jednocześnie przeklęłam swoje zapominalstwo. No to teraz masz cieplutko, nie ma co.Wygrzebałam z szafki pierwszą lepszą koszulkę i spodnie dresowe i najszybciej jak potrafiłam założyłam je, gdyż wszystko było lepsze niż stanie w ręczniku pośrodku porządnie wywietrzonego pokoju. Rzuciłam się na łóżko i jeszcze zanim moje ciało dotknęło pościeli ja już byłam w krainie snu.

wtorek, 6 maja 2014

It was written in blood

Ciemny pokój.
Zagubione serce.
Mroczna dusza.
Jedyną światłością rozjaśniającą ten mrok była miłość. Miłość niezrozumiana przez innych.

Zgrabna dziewczyna w długiej, satynowej sukni koloru świeżej krwi usiadła do wielkiego biurka. Eleganckim ruchem wzięła do dłoni kałamarz i ustawiła go przed sobą. Spojrzała ciepłym wzrokiem na nóż ozdobiony znakami w języku enochiańskim, których nikt nie potrafił przetłumaczyć. Znaczenie ich było zagadką. Brunetka wyjęła ostrze z pochwy stwarzając swym ruchem charakterystyczny dźwięk. Przyjrzała się białemu metalowi odbijającemu blask świecy. Lśnił gotowy zadać ból. Piękny, a zarazem zabójczy.
Szybkim, lecz zdecydowanym ruchem przesunęła wzdłuż żyły na nadgarstku. Spływająca powoli krew skapywała do kałamarza. Nie potrzeba jej dużo. Po kilku minutach na ramieniu kobiety ran ciętych było więcej, a krwi wystarczająco.
Westchnąwszy wzięła czarne pióro i zanużyła w czerwonym atramencie. Piękną kaligrafią zaczęła przelewać słowa na pergamin.
"Droga Lilith,
Moja najdroższa,
Nie dane jest nam być razem, cieszyć się swoim towarzystwem. Jestem mrokiem, który gasi twoją piękną radość. Zabijam twoje pragnienie życia.
Gdybyś głębiej spojrzała w moje oczy dostrzegłabyś tam kryjące się od dawna demony. Nie pozwolę, by i one pożarły twą duszę, zatruły serce, zniszczyły umysł.
Pałam do ciebie uczuciem gorącym, lecz ludzie nigdy nie zrozumieją tego. Nie, dla nich nasza miłość to zakazany owoc, który należy jak najszybciej wytępić. Może i to jest złe, ale czy zło nie może być czymś przyjemnym, sprawiać radości?
W pewnych chwilach czuję się naprawdę szczęśliwa, mam pewność, że życie jest darem, jakiego nie można zmarnować. Lecz potem przychodzi ciemność, demony szepczą okropne rzeczy, nie wiem kim jestem. Czy jeszcze kimkolwiek jestem? A może moja dusza jest już zatracona? Zbawienie niemożliwe?
Tak.
Na pewno nie trafię do dobrego miejsca.
Czuję to.
Ale ty, kochana, możesz.
Żyj dalej, kochaj, niech twoja światłość nigdy nie zgaśnie, a będziesz radosna, a ja razem z tobą.
Proszę cię tylko o jedno.
Proszę, abyś raz w roku odwiedziła mnie i przyniosła białą różę. Może to rozjaśni choć odrobinę to mroczne miejsce, w którym moja zagubiona dusza będzie musiała się błąkać.
Żegnaj, najmilsza. "
Dziewczyna wzięła do dłoni nóż.
Ileż to razy już zabił?
Ilu śmierci był świadkiem?
Ile cierpień przysporzył?
Białe ostrze zabłysło w ciepłym świetle. Drżącymi dłońmi kobieta objęła zdobioną rękojeść. Z oczu płynęły słone łzy, które skapując na satynową suknię tworzyły niepowtarzalny wzór. Zacisnęła mocno szczęki i pewnym ruchem wbiła broń w brzuch. Czuła jak ostrze przecina każde ścięgno, tkankę i rozrywa narząd. Ból kumulował się w miejscu rany, płuca piekły próbując zaczerpnąć ostatnie hausty powietrza. Było coraz bardziej błogo, pokój ginął we mgle, oczy zamykały się pod ciężarem senności.
Samobójczyni delikatnie opadła na oparcie fotela, dłonie bezwładnie zsunęły się z noża, a krew spływała po sukni kobiety tworząc ciemną kałużę na mahoniowej podłodze.
Co roku, pierwszego dnia pierwszej pełni księżyca na grobie widać białą różę.
Co roku kwiat ten po chwili więdnie, by móc odrodzić się w kolorze czarnym, w otoczeniu much - symbolu zepsucia i upadłej duszy.

Like roses, we blossom then die

poniedziałek, 5 maja 2014

Zimno

Ciemny granat oceanu przeplatały groźne - lecz piękne - białe grzywy fal. Na niebie szybowało kilka mew, które swoim skrzeczeniem zakłócały gniewny szum wody. Drobna postać stojąca na skraju klifu była jedynym elementem krajobrazu zdolnym odczuwać emocje. Emocje te targały nim i niszczyły od wewnątrz. Delikatne ciało chłopaka drżało, lecz nie od zimna. Wstrząsały nim histeryczne spazmy płaczu.
Płakał niczym bezbronne dziecko zabrane od swej matki.
Płakał niczym stary człowiek stojący przed marmurowym grobem swej drugiej połówki.
W głębi duszy był właśnie takim bezbronnym chłopcem, który nie potrafi obronić się przed swoimi własnymi uczuciami. Uczucia targały nim jak fale niespokojnie noszące piórko. Pióro jakby anioła śmierci stojącego za ludźmi, którzy stawiają swój ostatni krok i rzucają ciało w piekielną głębię oceanu.
Daniel już kilka razy próbował postawić ten ostatni krok. Chciał uwolnić się od przytłaczającego go życia, od niezrozumiałych uczuć. Nienawiść mieszała się z miłością, nadzieja z poczuciem załamania. Chciał być kochany, lecz sam nie był pewny tego uczucia. Chciał by osoba u jego boku była szczęśliwa, lecz ostatnie wspomnienie związane z radością to ból. Ból tak wielki, że mógłby zabić. I w końcu zabił. Zabił wszystkie dobre emocje, jakiekolwiek człowiek jest zdolny odczuwać.
Teraz chłopak był pełen smutku, niepewności i beznadziei. Demony wspomnień pożerały resztki duszy, jakie jeszcze posiadał. A posiadał jej mało. Same strzępy. Lecz to wystarczyło, by choć przez jakiś czas odczuwać nieskazitelną miłość. I to właśnie przeklinał.
Pozwalał wiatru robić z nim to, co tamten tylko zapragnął. Rozwiewał mu czarne włosy, targał przydługi, wełniany sweter. Łzy spokojnie spływały mu po zmarzniętych policzkach. Nie odczuwał już nic innego niż wszechogarniający smutek.
Nagle poczuł jak delikatne dłonie splatają się razem z jego. Jak ciepłe ciało przywiera do jego pleców. Gorący oddech obił się o szyję, a jedwabiste usta czule pocałowały.
- Kocham cię, pamiętaj - powiedział cicho ukochany, a wszystkie wątpliwości jakie odczuwał Daniel zamieniły się w mgłę i rozwiały.
- Kochaj mnie, proszę. Bądź przy mnie na zawsze. Nie zostawiaj, proszę. Obiecaj to. - odparł drżącym głosem chłopak.
Kochanek mocno go przytulił i pocałował na znak obietnicy. Był to najszczerszy i najsłodszy pocałunek, jakiemu kiedykolwiek wzburzony ocean był świadkiem.


niedziela, 4 maja 2014

Witam!

Raczej dobry wieczór patrząc na porę.
Założyłam tego bloga nie pod wpływem impulsu jak to działo się przy kilku innych.  Nie, przy nim miałam i nadal mam, dużo obaw, lecz ufam tej garstce osób, które wręcz zmusiły mnie do publikowania moich chowanych do szuflady wypocin. Osobiście nie widzę w tym nic specjalnego, zwykłe wyniki nocnej nudy, lecz podobno samemu jest trudno oceniać swoje twory. Mam tylko nadzieję, że nie będzie to tak beznadziejne i banalne jak ja o tym myślę i że z upływem czasu moje postrzeganie tego się zmieni. 
Będę tu publikować różne krótkie opowiadania yaoi i yuri oraz jedno, sądzę, że dość długie, opowiadanie yuri. 
Życzę miłego czytania i dobrej nocy :3